Gry euro na „T” – dlaczego tak je lubię

Dziś chciałbym się z Wami podzielić moimi wrażeniami z rozgrywki w gry na literę „T”. Dla „niewtajemniczonych” dodam, że są to gry euro dla średnio-zaawansowanych oraz zaawansowanych graczy. Jak w każdej grze tego rodzaju chodzi o to, by na koniec rozgrywki mieć jak najwięcej punktów. Gry na „T” mają to do siebie, że punkty można pozyskać na kilka różnych sposobów i to właśnie sprawia, że nasze zwoje mózgowe zaczynają pracować na najwyższych obrotach, bo ilość ruchów jaką możemy wykonać jest ograniczona. Musimy zatem maksymalnie wykorzystać swoją turę, aby „wycisnąć z niej” możliwie najwięcej jak się da. Nie możemy sobie pozwolić na „zmarnowanie” ruchu, bo może to zaważyć na ostatecznym rozstrzygnięciu.

Do tej pory udało mi się zagrać w następujące gry euro na „T”: Teotihuacan – Miasto Bogów, Tzolk’in – Kalendarz Majów, Tiletum, Tekhenu – Obelisk Słońca, Tabannusi – Budowniczowie Ur. Gry wymienione zostały w kolejności w jakiej udało mi się w nie zagrać. Na końcu tego artykułu dowiecie się jak układa się ta lista pod kątem stopnia trudności każdej gry. Oczywiście będą to moje osobiste odczucia i każdy ma prawo do własnego zdania, ale wydaje mi się, że osoby, które miały okazję zagrać w powyższe tytuły zgodzą się z moim „rankingiem”.

Dodatkowym smaczkiem, który sprawia, że rozgrywka staje się jeszcze bardziej atrakcyjna, jest pewien element, tzw. „twist”. W Teotihuacan mamy piramidę na środku planszy, w Tzolk’in mamy koła zębate, czyli tytułowy kalendarz Majów, w Tekhenu mamy tytułowy obelisk, który obracając się sprawia, że inne kości będą czyste, nieczyste i zakazane, w Tiletum mamy koło akcji, którym też obracamy i dzięki temu zmieniają się nam akcje przypisane do danych kości. Jedynie Tabannusi wyróżnia się na tle pozostałych gier, gdyż w niej nie odnalazłem żadnego takiego elementu.

Czy są jakieś minusy, mankamenty tych gier? Jeśli czas przygotowania gry, czyli rozłożenie planszy oraz wszystkich elementów koniecznych do rozgrywki, można uznać za mankament gry, to zdecydowanie wszystkie te gry mają taką przypadłość. Niestety, ale dużo czasu zajmuje przygotowanie samej rozgrywki. Ilość elementów jakie te gry zawierają sprawia, że ich posortowanie, poukładanie w odpowiednich miejscach trwa. Natomiast przyjemność z rozgrywki jest tego warta.

No ale do brzegu… Bo najbardziej Was chyba interesuje to co znajdziecie w dalszej części tego artykułu.

Teotihuacan – Miasto Bogów

To od tej gry wszystko się zaczęło. Kiedyś natknąłem się na jakąś recenzję tej gry w Internecie. Nie wiem czy to ta recenzja mnie zachęciła do sięgnięcia po nią czy może fenomen tej gry. W każdym razie Madzia kiedyś wróciła z pracy i powiedziała, że Andrzej ma tą grę i może nam ją pożyczyć. To było jeszcze w czasach, kiedy ani ja nie znałem Andrzeja ani Andrzej mnie. Wiedziałem tylko, że jakiś Andrzej pracuje z Madzią, że prowadzi kółko planszówkowe i że ma szafy pełne gier. Andrzej faktycznie pożyczył nam tą grę, ale przysięgam, że jak otworzyłem pudełko i zobaczyłem, ile elementów w środku się znajduje to postanowiłem odłożyć z powrotem na szafę. Teotihuacan poszedł w niepamięć. Drugie podejście nastąpiło w okresie wakacji. Przeglądnąłem sporo filmików, recenzji i pyknęło. Weszło jak w masło. Ograliśmy grę z Madzią. Nawet Andrzej z żoną przyjechali, żeby im to wytłumaczyć, bo jak się okazało, u Andrzejka też Teotihuacan leżał na tak zwanej półce wstydu.

I faktycznie, po rozegraniu wpierw partyjki tylko z Madzią, później już we 4 z Andrzejem i Iloną okazało się, że recenzja nie oszukiwała. To naprawdę świetna gra euro, ale wymagająca od grających skupienia, uwagi i sporo myślenia oraz analizowania, gdyż sytuacja na planszy zmienia się z każdym ruchem współgraczy i może się okazać, że ruch, który chcieliśmy wykonać, już stał się nieopłacalny.

W trakcie rozgrywki będziecie musieli poradzić sobie z wieloma dylematami jakie Was napotkają. Czy pozyskać kakao, czy może jakieś inne surowce, które później będziecie mogli wykorzystać do budowy piramidy lub jej ozdabiania, czy może odprawić rytuał, który da Wam punkty zwycięstwa i pozwoli się przesunąć na stopniach świątyń. Te oraz wiele innych problemów napotkacie w czasie rozgrywki. Natomiast zaskoczy Was też mnogość sposobów w jaki możecie zdobywać punkty. Czy to poprzez wspinanie się na stopniach „czerwonej” świątyni czy poprzez zakup technologii czy poprzez budowanie kolejnych elementów piramidy czy to poprzez jej zdobienie. Natomiast to co da Wam punkty zależy już wyłącznie od tego jakie surowce początkowe dostaliście, jakie ruchy wykonaliście wcześniej, jakie surowce udało się Wam już zgromadzić i w jaki sposób postanowiliście je wydać. Wszystkie te drobne niuanse sprawiają, że ilość możliwości prowadząca do zwycięstwa jest bardzo duża.

Tzolk’in – Kalendarz Majów

Dzięki Andrzejowi i Ilonie mogliśmy poznać kolejną z gier na „T”. To właśnie oni przynieśli tą grę na jedno z naszych spotkań. Andrzej rozłożył planszę, wytłumaczył zasady i rozegraliśmy pierwszą partię. Mało tego, po zakończonej rozgrywce jeszcze nam tą grę zostawił abyśmy mogli z Madzią sobie jeszcze pograć. Przez kolejne dni nie graliśmy w nic innego jak tylko w Tzolk’in.

Po rozłożeniu gry od razu w oczy rzucają się koła zębate, czyli tytułowy Kalendarz Majów. Niewątpliwie są one elementem wyróżniającym tą grę pośród innych. Nie dość, że określają one liczbę tur do końca rozgrywki to jeszcze wyznaczają akcje jakie możecie wykonać lub miejsca na jakie możecie wysłać swoich robotników. W grze tej wcielamy się w przywódcę jednego z plemion. W czasach, gdy cykl życia mieszkańców Mezoameryki wyznaczany był przez tytułowy kalendarz.

W tej grze również będziecie musieli się zmierzyć z wieloma dylematami. Niejeden raz staniecie przed decyzją na jakie pole robotników wysłać, z jakiego ich zdjąć, na jakim torze świątyń bądź technologii się przesunąć. Najtrudniejszym jednak momentem w grze są dni, w których musimy wyżywić swoich aktywnych robotników. Kto nie zdoła ich wyżywić będzie tracił punkty, a gracze, którzy będą w stanie ich wyżywić zaczną się zastanawiać, czy wystarczy im kukurydzy, aby w kolejnej rundzie wysłać swoich robotników do pracy.

Masz już opracowany plan? Wiesz co zrobisz w swojej turze? Już zacierasz ręce, że ten ruch pozwoli Ci zgromadzić odpowiednią ilość surowców by wybudować budynek lub monument, że przesuniesz się na torze technologii bądź świątyń? Obserwujesz to, co robią gracze będący przed Tobą i nie dowierzasz, że oni właśnie Ci to uniemożliwili? Cały Twój plan spalił na panewce, bo nie byłeś pierwszym graczem. Jakże to istotne w tej grze, aby w najistotniejszych momentach być pierwszym graczem by móc zrobić to co się chce i nie ryzykować, że ktoś zajmie Ci miejsce.

Jest to jedyna, z wymienionych w tym artykule gier, w której nie znajdziecie kości. Tutaj będziecie zarządzać swoimi robotnikami. Zawsze trzeba wybrać czy wysłać robotników do pracy (umieszczając ich na odpowiednich miejscach na kołach zębatych) czy też może kazać im powrócić do wioski. Dopiero powrót robotników sprawia, że gracz otrzymuje korzyści płynące z danej akcji.

Tiletum

Tiletum to najnowsza gra w naszej kolekcji z serii na „T” oparta na mechanice zarządzania kośćmi. Swoją polską premierę miała w 2023 roku. Podstawową umiejętnością, jaką trzeba posiadać, by móc zasiąść do rozgrywki, jest liczenie do 7. Dlaczego do 7? Bo suma wartości kości i siły akcji jest zawsze taka sama. Oznacza to, że im mniej dóbr gracze otrzymują, tym silniejsze wykonują akcje i odwrotnie. Wydaje się proste, prawda? Niestety to tylko złudzenie. Złożoność tej gry oraz całe mnóstwo zależności pomiędzy poszczególnymi elementami sprawia, że wiele rzeczy trzeba przyswoić przed czy też w trakcie rozgrywki.

Na szczęście zaletą tej gry euro, jak i wszystkich innych z serii na „T”, są graficzne oznaczenia na planszy. Bardzo ułatwiają one rozgrywkę i sprawiają, że nie trzeba za każdym razem, gdy pojawiają się wątpliwości, posiłkować się instrukcją.

W grze tej będziemy wcielać się w kupców z czasów wczesnego renesansu. Kupcy będą odwiedzać miasta, w których będą odbywać się targi a akcja architekta pozwoli nam stawiać filary by móc w dalszym etapie wesprzeć budowę katedry. Niestety w swojej turze możemy ruszyć się tylko kupcem lub tylko architektem. Oczywiście, poza tymi dwoma akcjami, mamy do wyboru jeszcze akcję postaci, akcję kontraktu, akcję króla oraz akcję uniwersalną. W tej grze, podobnie jak w Teotihuacan, sposobów na pozyskanie punktów jest kilka. I to właśnie w tych grach jest piękne. Czacha dymi od myślenia, kminienia, móżdżenia, analizowania.

Tekhenu – Obelisk Słońca

To, co w Tekhenu daje tzw. „efekt wow” to tytułowy Obelisk Słońca. Po jego wmontowaniu w planszę gra nabiera dodatkowego smaczku. Główną mechaniką gry jest draft kości (podobnie jak w Tiletum). Tutaj jednak wybierając kość z podstawy obelisku od razu decydujemy jaką akcję będziemy wykonywać – jest to zależne od położenia kości. Od koloru kości zależy z kolei to jaki surowiec pozwoli ona nam pozyskać.

W Tekhenu – Obelisk Słońca, podobnie jak w Tzolk’in – Kalendarz Majów, istotna jest kolejność graczy. Ustala się ją 4 razy w ciągu gry, w fazie Maat. Kolejność graczy jest ustalana na torze kolejności. Gracz z wartością 0 lub najbliżej tej wartości będzie pierwszym graczem. Aby uzyskać wartość najbardziej zbliżoną do 0 trzeba tak dobierać kości czyste i nieczyste by różnica ich sum wyniosła 0. Jest to też dodatkowe utrudnienie, gdyż w czasie gry trzeba zwracać uwagę na to jakie kości się dobiera i o jakich wartościach. Jasne, że żetony Wiary pomagają w modyfikacji wyniku, ale wpierw trzeba je zdobyć.

Tekhenu to jedyna z gier na „T”, w którą grałem, w której pojawiają się karty. Do dyspozycji mamy karty Błogosławieństw, Technologii, Dekretów oraz Przeznaczenia. Karty początkowe celowo pominąłem gdyż są one potrzebne tylko na początku do pozyskania surowców początkowych i ustalenia kolejności graczy na pierwszą rundę. Jak się zapewne domyślacie karty Błogosławieństw są jednorazowe i zapewniają one natychmiastowy bonus po ich użyciu. Karty Technologii zapewniają trwałe efekty na całą rozgrywkę a karty Dekretów umożliwiają zdobyć dodatkowe punkty na koniec gry. Czy warto „marnować” akcję aby zdobyć te karty? Zdecydowanie tak. Zaledwie po kilku rozgrywkach mogę powiedzieć, że karty ułatwiają, pomagają i punktują więc starajcie się pozyskać zawsze możliwie największą liczbę kart.

Tabannusi – Budowniczowie Ur

Jak to Andrzej kiedyś powiedział, nie ocenia się gry po jednej rozgrywce. Zatem nie będę jej oceniał, ale podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i wrażeniami z gry.

Ta gra zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie, jeśli chodzi o gry na „T”. Nie wiem dlaczego. Może po prostu moje oczekiwania były za duże, może spodziewałem się czegoś na zbliżonym poziomie do powyższych gier? Naprawdę nie wiem, w każdym bądź razie sama rozgrywka jest ciekawa, poziomem zbliżona do pozostałych gier na „T”. Nie odnalazłem tutaj jednak żadnego dodatkowego smaczku. Nie było elementu, który by mnie urzekł jak tytułowy obelisk czy kalendarz Majów. Ciekawym rozwiązaniem jednak jest planowanie kolejnej akcji w bieżącej akcji. Czyli wykonując jakąś akcję w jakiejś dzielnicy musicie wziąć kość, której wartość liczbowa będzie odpowiadała dzielnicy, w której będziecie wykonywali akcję w kolejnej turze. To sprawia, że swoje ruchy trzeba planować z wyprzedzeniem, a ilość kości jest ograniczona. Może się zatem okazać, że chcąc wykonać akcję w dzielnicy trzeciej, nie będziecie mogli tego zrobić, gdyż nie będzie kości o wartości 3.

Moim zdaniem gra ta jest również najgorzej wydaną grę z tej serii. Plansza jest mało czytelna, bo kolory się zlewają. Fundamenty pod domki, które będziemy budować to zwykłe plastikowe kwadraciki, jakoś tak trochę biednie. Na pewno jednak ta gra dostanie jeszcze szansę i może jeszcze po kilku rozgrywkach zmienię zdanie, ale na chwilę obecną jest ono takie a nie inne.

Podsumowanie

Po rozegraniu kilku partyjek w każdą z gier na „T” mogę spokojnie stwierdzić, że najtrudniej jest zacząć. Każda kolejna partia staje się łatwiejsza i szybsza. Pamiętam, jak siedziałem nad Teotihuacan i próbując wpierw swoich sił w trybie solo. Siedziałem sam nad tą planszą, co chwilę zerkając do instrukcji, żeby wszystko ogarnąć. Głowa mi już pękała od ilości informacji i zależności, ale nie poddałem się i też, dlatego teraz może powstać ten artykuł.

Jeśli zapytacie, która z tych gier jest moją ulubioną to odpowiem, że Teotihuacan. Zapytacie, dlaczego to odpowiem, że po pierwsze z sentymentu, bo to od niej się wszystko zaczęło, po drugie jeszcze się nam nie udało nigdy wnieść całej piramidy a po trzecie to chyba dlatego, że najwięcej partii rozegraliśmy właśnie w Teotihuacan. Muszę Wam powiedzieć, że ta gra się po prostu nie nudzi. Rozgrywka za każdym razem jest inna i za każdym razem trzeba stosować inną taktykę.

To właśnie też jest piękne w tych grach. Regrywalność. To chyba kwintesencja tych gier. One się Wam nie znudzą. Pomijam już fakt, że jest cała masa dodatków do tych gier, więc możecie je rozbudowywać, ale ułożenie planszy, surowce początkowe, ułożenie kości, wartość kości, kolor kości… Te wszystkie zmienne sprawiają, że każda kolejna rozgrywka różni się od poprzedniej. To, co mi się jeszcze podoba to móżdżenie. Przy tych grach zwoje mózgowe grzeją się do czerwoności. To jest to co tygryski lubią najbardziej. Bo chyba nie ma nic nudniejszego jak rzucić kostką, przesunąć pionka i na tym koniec, prawda?

Na sam koniec lista wg stopnia trudności, moim skromnym zdaniem. Od najłatwiejszej do najtrudniejszej.

  • Tiletum
  • Tabannusi – Budowniczowie Ur
  • Tzolk’in – Kalendarz Majów
  • Teotihuacan – Miasto Bogów
  • Tekhenu – Obelisk Słońca

Dajcie znać czy zgadzacie się z taką kolejnością. Podzielcie się też z nami swoimi spostrzeżeniami. Zapraszamy serdecznie. Jesteśmy tu dla Was.

2 komentarze

    1. Zgadza się bo to jedyna z gier na T w którą nie grałem. Ciężko zrecenzować grę o której nie ma się pojęcia, prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *